Podhalańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk

w Nowym Targu

Gach

W najnowszym numerze Almanachu Nowotarskiego ukazał się artykuł autorstwa Arkadiusza Stefaniaka-Guzika poświęcony postaci Mariana Gacha (1921 - 2005), kierownika grupy brzeszczańskiej PPS działającej przy obozie KL Auschwitz. 2 lipca 1961 r. złożył relację, która została spisana przez Izabelę Smoleń z Państwowego Muzeum w Oświęcimiu. Pełny tekst znajduje się poniżej...

„Po zakończeniu działań wojennych, w 1939 r., początkowo nie należałem do żadnej organizacji. Dopiero latem 1942 r., skontaktował się ze mną mój kolega (nie żyje) Emil Golczyk[1] oraz Pytlik Władysław[2] (obecnie: Kraków, 18-go Stycznia nr 52). Ponieważ znali oni mnie, a ja ich, doszło do tego, że zaproponowali mi oni współpracę w walce z okupantem. Powiedzieli mi, że działają oni w ramach organizacji bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Kierunek polityczny tej organizacji odpowiadał mi osobiście, gdyż i mój ojciec był działaczem tej organizacji. Rozmowa ta miała miejsce w Brzeszczach. Powiedzieli mi, że działalność polega przede wszystkim na pomocy więźniom, a mianowicie:
1. Przenoszenie wiadomości pisanych (grypsy) lub ustnych ;
2. Organizowanie i dostarczanie lekarstw i tzw. bibuły       
3. Organizowanie i ułatwianie ucieczek z obozu, przejmowanie uciekinierów i ich ukrywanie, przerzucanie uciekinierów do wyznaczonych miejsc;        
4. Uświadamianie społeczeństwa polskiego i podtrzymywanie go na duchu;        
5. Przygotowanie do zbrojnej walki z okupantem.   
           

Do grudnia 1944 r. działałem na terenie Brzeszcz i okolicy pod pseudonimem „Alfons” lub „Hermes”, w ramach wymienionej już organizacji. Początkowo byłem łącznikiem, a moimi przełożonymi byli: Emil Golczyk i Władysław Pytlik. W 1943 r. bliższej daty nie pamiętam, gdy Władysław Pytlik i Emil Golczyk musieli odejść do Krakowa przejąłem kierownictwo grupy na obóz Oświęcim, otrzymując równocześnie klucz szyfrowy.

Wiem, że Władysław Pytlik nosił pseudonim „Birkut” a Emil Golczyk „Jantar”. Z chwilą gdy wymienieni odeszli byłem przełożonym grupy. Wchodzili do niej: Świąder Mieczysław (obecnie Brzeszczem pracuje w kopalni), Siwiec Jan (obecnie Brzeszcze, pracuje w kopalni).   

Zawodowo pracowałem w okresie okupacji w Chełmku w fabryce obuwia „Bata”. Opisując bliżej moją działalność pragnę utrzymać porządek wymieniony na początku.  
- Przenoszenie wiadomości pisanych lub ustnych.   

Zanim doszło do przenoszenia wiadomości, zostały nawiązane kontakty z obozem. Pamiętam jednak, że od 1942 r. docierały już do organizacji wiadomości pisemne. Kto pierwszy nawiązał kontakty z obozem nie wiem. Jednak od 1942 r. osobą, która otrzymywała grypsy był Władysław Pytlik. Sposób przenoszenia wiadomości, które ja przejmowałem był następujący: Władysław Pytlik polecił mi odbieranie przesyłek na stacji w Chełmku od dziewczyny pseudonim „Lech” a nazwisko jej brzmiało: Helena Datoń[3] (obecnie Szpak, Chrzanów). Do Chełmka dojeżdżałem codziennie rano, a Helena Datoń jechała z Chrzanowa przez Chełmek do Oświęcimia, podawałem zawsze, że Helena jest moją narzeczoną, co nie zwracało uwagi na krótkie rozmowy, które z nią prowadziłem, korzystając z postoju obydwóch pociągów, jadących w przeciwnych kierunkach. Helena „Lech”, pracowała w pobliżu obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, o ile się nie mylę w jakimś kasynie i tam stykała się bezpośrednio z więźniami, którzy dostarczali jej pocztę z obozu. W ten sposób przejętą pocztę przejmowałem właśnie w Chełmku na stacji w godzinach popołudniowych, gdy „Lech” wracała z pracy do domu, a ja z Chełmka do Brzeszcz. Opisany tryb jest tzw. trybem normalnym, poza którym istniał jeszcze tryb specjalny stosowany w nagłych wypadkach. W tym drugim przypadku, jechałem jeszcze raz w nocy z Brzeszcz do Chrzanowa, udawałem się do domu, w którym mieszkali Datoniowie i tam przekazywałem jej pocztę. Przypominam sobie, że w ten właśnie sposób było dostarczona opium, zdaje się w 1944 r. Opium był potrzebny, jeśli się nie mylę dla zwalczania jakiejś choroby, przypuszczalnie biegunki. W ten sposób również dostarczałem środki wybuchowe, które w żargonie naszej organizacji nazywano „plasteliną”. Paczki ze środkami wybuchowymi dochodziły do 3 kg. Było to również jesienią 1944 r. Na zadane mi pytanie, czy przypominam sobie, że środki te były potrzebne dla więźniów pracujących w krematorium ,wyjaśniam, że nie wiem, jednak sam fakt wysadzenia krematoriów na Brzezince jest m znany.         

Przenoszoną pocztę przekazywałem i odbierałem stale u „Birkuta”. Zaznaczam jednak, że nigdy nie znałem treści przenoszonych grypsów, do czasu objęcia grupy na terenie Brzeszcz przeze mnie. W tym okresie czasu gdy przejąłem klucz szyfrowy, pocztę nie tylko odbierałem, ale i czytałem i w zależności od jej treści, wydawałem odpowiednie polecenia lub też udzielałem informacji. Wiem, że grypsy były pisane częściowo normalnie a w wielu wypadkach były szyfrowane. Szyfr polegał na tym, że początkowe słowa i litery pieśni: „Kto się w opiekę…” zastąpione były cyframi. Wymieniona pieśń była drukowana w starej pisowni i była zaczerpnięta ze starej książki modlitewnej. Ażeby wszystkie litery alfabety mogły być użyte, należało  sięgnąć aż do czwartej zwrotki. Nie wiem kto był inicjatorem używania tego rodzaju szyfru, gdyż z chwilą przejęcia przeze mnie szyfru był on już stosowany.     

Przypominam sobie treść wielu grypsów, które na ogół dotyczyły lekarstw bądź trucizny, bądź planowanych ucieczek, odbioru dokumentów oraz różnych faktów i wydarzeń obozowych, a w szczególności do dziś pamiętam wypadek, gdzie przejęta poczta zawierała jakieś filmy, które (jak się później dowiedziałem) zawierały zdjęcia z akcji spalenia zwłok w Brzezince.                     

Część poczty, która dotyczyła naszej grupy bezpośrednia pozostawiłem u nas, natomiast wiele grypsów lub materiałów przekazywałem dalej do Krakowa. W przypadkach przekazywania poczty dalej odbierała ją ode mnie „Jadwiga” tzn. Aniela Kieres[4] (obecnie Motykowa, zam. w Warszawie, Al. Róż). Dokąd Motykowa odwoziła pocztę nie wiem. Również od niej otrzymywałem pocztę dla obozu, którą przekazywałem do „Lech” w opisany już powyżej sposób. Pamiętam jednak wypadki, gdzie „Jadwiga” przekazywała pocztę bezpośrednio „Lech” i odwrotnie. Pocztę z „Jadwigą” wymieniałem zawsze w Chrzanowie. Wracając do grypsów, pamiętam, że były one podpisywanie imionami bądź pseudonimami.
I tak były to „Rot” później „Tor” a czasem „Cyr” lub „J”, i była to prawdopodobnie jedna i ta sama osoba, poznałem to po charakterze pisma.  
- Jeśli chodzi o dostarczanie lekarstw – pamiętam, że otrzymywałem od „Birtkuta” paczki, na które zwracał mi uwagę, że zawierają one lekarstwa. Paczki te, dochodziły do 1,5 kg, a przekazywanie ich przebiegało w sposób identyczny jak przekazywanie poczty. W ten sam sposób przekazywałem do obozu tzw. „bibułę”, czyli nielegalną prasę np. „Naprzód”, który był organem PPS. Bibułę otrzymywałem od „Birkuta”, skąd on ją otrzymywał tego nie wiem.
- Organizowanie ucieczek, odbywało się w ten sposób, że organizacja działająca na terenie obozu, zawiadamiała nas o planowanej ucieczce.   

W grypsie był wymieniony przypuszczalny termin, a nasza organizacja wyznaczała punkt odbioru, ewentualnie zmieniała termin ucieczki. Po uzgodnieniu wszystkich danych dotyczących ucieczki wysyłano z naszej strony, jednego lub kilku łączników na wyznaczony punkt, gdzie oczekiwali oni na więźnia – uciekiniera. Jeżeli ważne wypadku w obozie, nie pokrzyżowały planów ucieczki, uciekinier był odbierany przez naszych łączników.      

W grypsach dotyczących ucieczek nie było wymieniane nazwiska więźniów, lecz określano ich tylko kryptonimem „ambasador”. Ilość uciekinierów określano liczbą, a słowo „ucieczka” zastępowano kryptonimem „ślub”. 

Jeśli chodzi o samo zetknięcie się z uciekinierami, było ono również ustalane pocztą. Najczęściej zawiadamiano obóz, że łącznik nasz będzie dawał umówione znaki, np. gwizdanie jakiejś melodii itp. Przypominam sobie, że używano m.in. piosenki „Hej! Idę w las…” przy ucieczce Szwemberga Kazimierza[5], a tzw. melodię koniokrada – przejęcie Tomka Sobańskiego.   Osobiście byłem wyznaczony do przejęcia 2 uciekinierów. W pierwszym wypadku chodziło o przejęcie Kazimierza Szwemberga. Było to w lecie 1944 r. Odbierałem do na kopalni w Brzeszczach. Przejęcie miało miejsce w nocy, za hałdą pod murem. Szwemberg przyszedł wówczas na umówione miejsce, umazany pyłem węglowym w ubraniu cywilnym. Ponieważ tego wieczoru był u mnie w domu Kostek Jagiełło[6], wyraził on chęć jak najszybszego zetknięcia ze Szwembergiem, który był jego kolegą.

Dochodząc do miejsca wyznaczonego, gwizdaliśmy melodię: „Hej! Idę w las” i wówczas Szwemberg wyskoczył krzycząc: „Jestem! Jestem!”. Szwembergowi kazaliśmy się umyć pod studnią u Golczyka. Następnie przekazaliśmy go „Jantarowi”, który przekazał go dalej.   

Gdzie ukrywał się Szwemberg, nie wiem. Wien jednak, że walczył on w partyzantce, działającej na terenie Izdebnika, koło Myślenic. W skład tego oddziału partyzanckiego wchodzili: „Cygan” (Tadeusz Uszyński, uciekinier z obozu w Oświęcimiu, obecnie Warszawa), Kazimierz Szwemberg (obecnie Łódź), „Paweł”, „Kula” i „Wielgus” (wg pseudonimów). Innych nie pamiętam, lecz grupa liczyła około 13 osób. Na temat działalności tej grupy mogłaby powiedzieć „Zośka” względnie Edek[7] lub Kazek[8] Hałoniowie.     

Jeśli chodzi o drugi wypadek, w którym byłem wyznaczony do odbioru więźnia – uciekiniera, miało to miejsce w roku 1944, na wiosnę, gdyż pamiętam, że w polu były przeprowadzane roboty wiosenne.       

Miejscem odbioru była droga prowadząca z obecnego szpitala w Rajsku w kierunku Soły na Skidzin. Byłem poinformowany, że w okolicy około 20 m od rozgałęzienia dróg mam czekać z rowerem, z tym że rower miałem rzekomo naprawiać. Do mnie miała podjechać furmanka, z której z jednego boku miała zwisać dębowa gałązka. Z chwilą zbliżenia się furmanki miałem ją wyprzedzić i jadąc przodem w ten sposób prowadzić (wskazywać drogę). W pewnym miejscu inny łącznik oczekiwał z ubraniem cywilnym. Mimo umówionego miejsca i terminu, na punkt ten nikt się nie zgłosił, więc wróciłem do Brzeszcz, gdzie zgłosiłem o tym „Birkutowi”.  

Po pewnym okresie czasu dowiedziałem się, że chodziło o planowaną ucieczkę więźnia Józefa Cyrankiewicza[9]. „Birkut” wytłumaczył mi, że więzień Cyrankiewicz nie mógł w ten czas uciec, gdyż nie miał wtedy odpowiedniej osoby, która mogłaby przejąć jego funkcje organizacyjne na terenie obozu w Oświęcimiu. Na zadanie mi pytanie, czy przeprowadzałem do GG Kazimierza Ptasińskiego, wyjaśniam iż znałem go, gdyż działał na terenie Łęk – Zasola. Jechałem z nim oraz z jeszcze jednym mężczyzną, którego nazwiska nie pamiętam. Granicę przekraczaliśmy w okolicach Dulowej a na punkcie odebrał nas „Birkut”.  

Uciekinierów z obozu zaopatrywano w różne osobiste dokumenty. Dokumenty te wystawiane były w Biurze Ewidencyjnym przy kopalni Brzeszcze. Biuro to posiadało czyste legitymacje (blankiety), świadczące o zaangażowaniu do kopalni. W Biurze tym pracowała moja siostra Gach Antonia (obecnie Brzeszcze, od strony Przecieszyna) i Chmielewska (imienia nie pamiętam, obecnie Brzeszcze - Osiedle).        

Przy ustalaniu trasy ucieczki a w szczególności miejsca przejęcia, do obozu przesyłano maleńkie planiki, które sporządzał wymieniony już Emil Golczyk. Był on pracownikiem w biurze mierniczym przy kopalni w Brzeszczach. Przypominam sobie, że na terenie Brzeszcz było kilka kryjówek w których przebywali uciekinierzy – krócej lub dłużej – ukrywali się w następujących miejscach:       

1. W szopie położonej na parceli Golczyków (szopa była składem materiałów budowlanych);
2. W mieszkaniu Pytlików i Golczyków;       
3. U nas w domu (często w nim przebywał Kostek a również „Birkut” z chwilą gdy policja niemiecka poszukiwała go).        
           

Uciekinierom wykonywano na terenie Brzeszcz zdjęcia legitymacyjne. Robiono je w mieszkaniu Pytlików, a konkretnie robił je Emil Golczyk i Władek Pytlik. Zdjęcia były wykonywane bardzo szybko, a dokumenty otrzymywał uciekinier od jednego do dwóch dni. Odzież dostarczała moja siostra, wymieniona już Antonina Gach oraz Niklowie zamieszkali w Skidzeniu. W przypadku, gdy ubranie trzeba było kupić, wówczas pieniądze na ten cel (w ostatnim okresie czasu) przekazywał Kostek Jagiełło.      
- Jeśli chodzi o akcję uświadamiania społeczeństwa to stwierdzam, że słuchaliśmy bardzo często radia tzn. stacji alianckich. Wiadomości te przekazywaliśmy społeczeństwu ustnie. Pisemne wiadomości, będące skrótem wiadomości radiowych, przekazywaliśmy do obozu.           

Nie posiadaliśmy jednak żadnego nadajnika. Wiem, że w jednym z listów otrzymaliśmy wiadomość, iż obóz ma być zbombardowany i splantowany przez hitlerowców. Jakkolwiek sam komunikatu radiowego na ten temat nie słyszałem pamiętam jednak, że inni koledzy słyszeli o nadaniu tego plany przez stacje alianckie.          
           

Wspominałem już, że do obozu przekazywałem również bibułę, jednak nie wiem gdzie ona była drukowana. Wiem, że w roku 1944 zachodziła konieczność powielenia pewnych materiałów. Wówczas „Jantar” wystąpił z inicjatywą zdobycia powielacza znajdującego się pod zamknięciem w kopalni Brzeszcze w dziale mierniczym. Zrobiliśmy wówczas odcisk klucza w mydle i podrobionym kluczem, wraz z „Birkutem” i „Jantarem” wykradliśmy powielacz. Powielacz został zabrany przez „Jantara”.
 - Przygotowanie do zbrojnej walki. Wiem, że niektórzy członkowie naszej organizacji posiadali broń np. „Birkut” i „Jantar”. W roku 1943 do Brzeszcz przyjechał specjalny instruktor pseudonim „Lotnik” z Krakowa. Udzielił on wówczas instruktażu, który dotyczył marki rewolwerów „P37” udział wzięli „Birkut”, „Jantar” i Edek Hałoń (pseudonim „Boruta”, obecnie Warszawa, Polska Akademia Nauk). Instrukcji udzielano nad Sołą, w okolicy Skidnia, obok domu Niklów. Ja otrzymałem broń po wspomnianej już na wstępie ucieczce do GG. Wówczas otrzymałem z Krakowa sfałszowane dokumenty na nazwisko „Ramza Marian”. Była to tzw. „Kennkarta”. Po przybyciu do Krakowa na dworcu odebrał mnie „Birkut” i zaprowadził do Katarzyny Łapczyńskiej
[10], zamieszkałej przy ul. Lubicz 41 – Katarzyna Łapczyńska zmarła w Nowym Targu w 1960 r. U niej właśnie mieściła się melina dla uciekinierów.  
           

Jakkolwiek miałem już wówczas przydział do „lasu” na Izdebnik, musiałem parę dni zostać dla wyrobienia dla mnie sfałszowanych dokumentów. Dokumenty stwierdzały, że jestem pracownikiem kolejowym (Ostbahn). „Kennkartę” oraz zaświadczenie stwierdzające, że jestem pracownikiem kolejowym posiadam do dnia dzisiejszego i przekażę je na rzecz Państwowego Muzeum w Oświęcimiu – Brzezince.         
           

Na terenie Brzeszcz znany mi jest wypadek likwidacji konfidenta nazwiskiem: Szlagor. Ponieważ współpracował on z okupantem, został on zastrzelony w Przecieszynie.    
           

Walcząc w grupie partyzanckiej w Izdebniku wzięliśmy do niewoli kilku Niemców w czasie jednej z potyczek. Byli więźniowie Oświęcimia, którzy uciekli z obozu i walczyli w tej grupie, wykazywali zawsze wiele odwagi i zacięcia do walk z hitlerowcami”[11].         
 

  • Gach
  • Gach
  • Gach
  • Gach
  • Gach
 

 

[1] Emil Golczyk ps. „Jantar” (1921 - 1945) – członek grupy brzeszczańskiej PPS, zamordowany przez Niemców w 1945 r.

[2] Władysław Pytlik ps. „Birkut” (1922 - 1984) – członek grupy brzeszczańskiej PPS.

[3] Helena Datoń – Szpak ps. „Lech” (1922 - 2014) – od 1940 r. pracownica kopalni w Brzeszczach, dzięki znajomości niemieckiego otrzymała pacę w kantynie dla SS-mannów znajdującej się na terenie przyobozowym. Na piętrze znajdowały się biura, w których pracowali więźniowie KL Auschwitz. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

[4] Aniela Motyka de domo Kieres (1921 - 2003) – żona Lucjana Motyki, wieloletniego posła na Sejm PRL i byłego więźnia KL Auschwitz.

[5] Kazimierz Szwemberg (1923 - 2010) – więzień KL Auschwitz nr 62760, zbiegł w nocy z 11 na 12.09.1944 r. z podobozu Jawischowitz w czasie pracy w tamtejszej kopalni przy pomocy łączników grupy brzeszczańskiej PPS. Po ucieczce ukrywał się, a następnie wstąpił oddziału partyzanckiego PPS im. Teodora, w którym walczył do wyzwolenia. Po wojnie wieloletni pracownik Instytutu Medycyny Społecznej Akademii Medycznej w Łodzi.

[6] Konstanty Jagiełło ps. „Kostek” (1916 - 1944) – działacz PPS, w październiku 1939 r. jeden z organizacji konspiracyjnej „Barykady Wolności”, więzień Pawiaka i KL Auschwitz nr 4507, zginął 27 października w czasie potyczki z SS-mannami. Odznaczony pośmiertnie Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, Orderem Krzyża Grunwaldu III Klasy i Medalem Zwycięstwa i Wolności.

[7] Edward Hałoń ps. „Boruta” (1921 - 2021) – członek grupy brzeszczańskiej PPS, członek Polskiej Akademii Nauk.

[8] Kazimierz Hałoń (1915 - 2000) – działacz PPS – WRN, zbiegł z KL Auschwitz 10 lutego 1943 r., po ucieczce z obozu przedstawił relacje o Auschwitz kierownictwu krakowskiej PPS. Tajne pismo socjalistyczne „Wolność” opublikowało później sześć artykułów opartych prawdopodobnie na tych relacjach

[9] Józef Cyrankiewicz (1911 - 1989) – więzień KL Auschwitz nr 62933, premier PRL w latach 1947–1952 i 1954–1970.

[10] Katarzyna Łapczyńska ps. „Babcia” (1870 - 1960) – uczestniczka ruchu oporu, odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, pochowana na nowotarskim cmentarzu.

[11] Relacja Mariana Gacha, zbiory Państwowego Muzeum Auschwitz – Birkenau.

Gościmy na stronie

Odwiedza nas 73 gości oraz 0 użytkowników.

Kontakt

Podhalańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Nowym Targu, 

ul. Rynek 11 (oficyna)

34-400 Nowy Targ

biuro@ptpn.nowytarg.pl

Biuro otwarte: wtorki i czwartki od 16:00 do 18:00

konto: 86 8791 0009 0000 0011 3696 0001

NIP 735-23-89-667 

MAPA

Polecamy

Almanach Nowotarski Nr 25 Jubileuszowe wydanie 25. numeru Almanachu Nowotarskiego wydanego przez Podhalańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Nowym Targu.

Dzieje Rynku w Nowym Targu. Zabudowa, mieszkańcy i użytkownicy (1719–1945) Polecamy kolejną publikację naukową wydaną pod auspicjami PTPN w Nowym Targu autorstwa historyka i archiwisty Barbary Słuszkiewicz pt. Dzieje Rynku w Nowym Targu. Zabudowa, mieszkańcy i użytkownicy (1719–1945). Książka Barbary Słuszkiewicz ukazała się w roku szczególnym dla Nowego Targu, w 670-rocznicę lokacji miasta. Prace nad książką trwały 9 lat, wydanie było poprzedzone 2,5-letnim cyklem 40 wykładów, poświęconych historii poszczególnych kamieniczek w Rynku. Publikacja liczy prawie 600 stron, zawiera ponad 150 fotografii, w tym wiele opublikowanych po raz pierwszy, 46 map, rycin i planów oraz 115 dawnych reklam i ogłoszeń.

Nowy Targ moje Miasto. Galeria Nowotarżan Kolejna pozycja Podhalańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk licząca prawie 500 stron. Jest to książka byłego burmistrza Marka S. Fryźlewicza „Nowy Targ moje Miasto. Galeria Nowotarżan". 

Go to top
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com